Bajka „Wierzbowe myśli”

Autorka:  Elżbieta Kurpińska

Za górami, za lasami, w pewnej pięknej, zielonej krainie było wiele rzek. Brzegi jednej z nich, spokojnej, leniwie płynącej, porastały duże, małe drzewa i krzewy. Wśród nich były także strzeliste topole. Topole śmiało I wysoko podnosiły swoje głowy chcąc dosięgnąć nimi nieba. Wyprostowane prężyły się dumnie. I tam na górze szeptały do siebie  tajemniczym szmerem, skłaniając ku sobie głowy. 
Tuż obok osiedla topoli stała samotnie wierzba Iwa. Swoje proste i długie włosy spuszczała aż do ziemi. Niektóre z nich dotykały lustra wody. 
Iwa nieśmiało nieśmiało spoglądała na wysokie topole. – Jakie one są piękne. Takie smukłe, wysokie i dumne – myślała zachwycona – też bym chciała być jak one. Mają takie piękne, ułożone fryzury. Pewnie często chodzą do fryzjera. A moje włosy są takie proste i wiecznie rozczochrane. – A może gdybym tak…- pomyślała nieśmiało- Tak, tak, gdybym tak uporządkowała włosy i na przykład uczesała w warkocz.
Zaczęła uważnie przyglądać się w wodzie rzeki swojej czuprynie, obracając głowę raz w lewą stronę, raz w prawą stronę.
– Już wiem, już wiem – wykrzyknęła uradowana – zaplotę warkocz, zaczynając od środka głowy.
Jak pomyślała tak zrobiła. Zaczęła zaplatać warkocz najpierw z czterech środkowych gałęzi, później dodała koleje boczne.
Trwało to trochę długo, bo praca była trudna. Ale Iwa tak bardzo chciała być podobna do topoli, że zaplatała warkocz wytrwale, nie zważając na trudności. Wreszcie skończyła i uważnie przyjrzała się swemu dziełu. Była z siebie bardzo dumna. Warkocz był tak gruby i sztywny, że stał jak szpic. Śmiało podeszła do topoli pewna, że teraz dorówna im wzrostem i usłyszy o czym mówią. Jakież było jej rozczarowanie, gdy okazało się, że swoim wzrostem sięga im tylko do pasa i nie słyszy o czym rozmawiają. Po raz kolejny spojrzała w lustro wody – Ta woda kłamie. To nie jest moje prawdziwe oblicze – złościła się. – Może jak zmęcę dobrze wodę, a później ona ustoi się to lustro wody będzie dawało prawdziwe odbicie.
Niestety nie pomogło drugie, trzecie, ani nawet piąte męcenie wody. Odbicie zawsze było takie samo. Była zła na wodę, na siebie, żałowała zmarnowanego czasu i włożonego trudu. Z wielkim szlochem zaczęła rozplątywać włosy. Ciepłe, rozleniwiając słońce wysuszyło włosy i wprowadziło ją w letarg. Stała zrezygnowana z rozpuszczonymi włosami.
Nagle jakiś figlarny promyk słońca pogłaskał ją w policzek. Pobiegła wzrokiem za promieniem i ujrzała, po drugiej stronie rzeki, piękne krzewy z dużymi, zielonymi liśćmi. – Jakie one piękne. Nie są tak strzeliste jak topole, ale mają takie duże liście. Nie mogłam być podobna do topoli, ale na pewno mogę być podobna do tych krzewów, i wtedy na pewno zrozumiem o czym one mówią. Tylko co mam zrobić, żeby mieć takie liście – zastanawiała się głośno.
Myślała, myślała i ……i wymyśliła. – Gdybym tak na każdym swoim włosie związała po kilka supełków, to może byłyby podobne do tych dużych liści. 
I ochoczo zabrała się do pracy. Zaplatała cierpliwie supełki dzień i noc. Uradowana zakończyła pracę i przejrzała się w tafli wody. Raz, drugi, trzeci. – Niby zrobiłam wszystko jak należy ale coś mi tu nie pasuje – zastanawiała się głośno. – Nie pasuje ale nie wiem co. Muszę pomyśleć….
Wtem usłyszała jakieś głosy. Słyszała je już nie raz. Byli to bowiem ludzie płynący kajakami po rzece. Tym razem była to rodzina złożona z rodziców i dwojga dzieci.
Dzieci na zakończenie roku otrzymały bardzo dobre świadectwa i rodzice postanowili sprawić im w nagrodę przyjemność. Wiedzieli jak bardzo dzieci lubią rzekę i spływy kajakowe. Cała czwórka uradowana własnym towarzystwem, słoneczna pogodą głośno zachwycała się piękną rzeką i rosnącymi na jej brzegach  krzewami i drzewami. 
– Jakie piękne, wysokie topole – mówił Jaś.
– Zobacz, zobacz Jasiu jakie te krzewy są piękne, mają takie duże liście – wtórowała mu Marysia.- Ale co to za dziwne drzewo – zdziwił się Jaś, gdy podpłynęli do Iwy – Wygląda jak wierzba. Tak to na pewno wierzba, przecież mam 5 z biologii i umiem rozpoznawać drzewa tylko dlaczego ma takie splątane gałęzie – zastanawiał się Jaś.
– Wiesz Jasiu. Wczoraj była tu burza, wiał porywisty wiatr i może on splątał jej gałęzie, a ona nie ma teraz siły ich rozplątać – powiedziała Marysia
– To może jej pomożemy – rzucił hasło tata.
I zabrali się żwawo całą rodziną do rozplątywania gałęzi. Trwało to mniej niż chwilę, bo takiej samej zgranej grupie, jak to mówią niektórzy, robota pali się w rękach.  
Iwa początkowo zdziwiona, później poddała się chętnie czynności rozplątywania gałęzi. Po rozplątaniu ostatniej najmniejszej gałęzi, postała chwilę spokojnie, a następnie otrząsnęła się jak pies po wyjściu z kąpieli. I nagle stał się cud. Usłyszała o czym mówią drzewa i krzewy. Usłyszała co mówią topole, usłyszała co szepczą piękne liście na krzewie po drugiej stronie rzeki.  Wszyscy mówili o niej. Mówili, że jest taka piękna, ma takie długie proste włosy sięgające ziemi, że jest dobrą sąsiadką i lubią jej towarzystwo.